poniedziałek, 24 grudnia 2012

jeden


  Przed przerwą świąteczną po Ethana nigdy nie przyjeżdżali rodzice, zawsze był to jego chrzestny, brat mamy. Wszyscy o tym wiedzieli i nawet dyrektor już nie robił z tego powodu problemów, jak to miał w zwyczaju na początku. Dlatego kiedy na dziedziniec zajechał czarny land rover pana Chadwicka (zwanego przeze mnie także wujkiem Sethem), od razu wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Wysiadł, machnął do nas ręką i poszedł do zamku, żeby zameldować, że bierze syna ze szkoły.
    Ethan niechętnie wstał ze swojej walizki. 
  – Czyli znów się pokłócili – westchnął, otrzepując spodnie z nieistniejącego śniegu. Miał taki nawyk; zawsze, kiedy czuł się niekomfortowo, wynajdywał coś, co można było trzepnąć lub otrzepać.
    – O co tym razem? – zapytała Rachel.
   Tylko po nas dwie nikt jeszcze nie przyjechał. Nasze mamy były przyjaciółkami i zawsze się spóźniały, bo przyjeżdżały też razem, a moja rodzicielka nie potrafiła usiąść za kierownicą i nie dostać mandatu za przekroczenie prędkości. A kiedy zatrzymywała je policja, zaczynała opowiadać stróżom prawa, jakie to niesprawiedliwe, że wszyscy faceci nie wyglądają jak Leonardo DiCaprio w młodości (kiedyś puściła mi z nim film, faktycznie wyglądał powalająco), że to takie smutne, że Max Lightwood nie żyje, że te czapeczki Mikołaja, w których teraz wszyscy paradują są naprawdę idiotyczne i że ona sama nie lubi czapek, bo ma po nich włosy jak siano i nie może ich uczesać tak, jakby chciała, znaczy nigdy jej nie wyjdzie, jak naprawdę chce, ale w takiej sytuacji jeszcze mniej niż zwykle, że w radiu teraz za często puszczają stare świąteczne hity, chociaż nie żeby ich nie lubiła, bo kiedyś muzyka była fajniejsza, że zawsze jak piecze babeczki, to zapomni dodać cukru, bo kiedyś nie zapisała w przepisie i teraz na początku pamięta, żeby to zrobić, a potem za bardzo się sugeruje tym, co ma na kartce, że mamy globalne ocieplenie, że lubiła "Epokę Lodowcową"... Dostawała wtedy takiego słowotoku (a ciocia napadu facepalmów), że wreszcie rozbawiony/zdesperowany/zrezygnowany (niewłaściwe wykreślić) funkcjonariusz życzył jej zdrowych, wesołych i puszczał dalej. Jeden nawet zostawił swój numer telefonu. A mama wsiadała do samochodu, puszczała "Last Christmas" co najmniej na pół Wysp Brytyjskich i przyspieszała jeszcze bardziej. 
   Serio się dziwię, jak ciocia Alex z nią w szkole wytrzymywała.
   – O to co zwykle ostatnio zapewne. – Ethan wzruszył ramionami. – Mama mówi, że mogła wyjść za jakiegoś Petera, ktokolwiek to jest, a tata, że dlaczego nie wyszła, mama, że w sumie nie wie... No i potem już samo leci. Wszystko, czego nie zrobili, bo wzięli ślub, obwinianie się za niepowodzenia, wypominanie zapomnianych rocznic... 
    – Klasyka – skwitowała Rachel. Jej rodzicie nigdy się nie kłócili, co było trochę dziwne, ale mówiła, że to dlatego, że wtedy moja mama poszczułaby jej tatę łopatą za krzywdę swojej przyjaciółki, a tego pan Rhodes się bardzo boi. – Ale w sumie co ty możesz zrobić...
    – No właśnie nie wiem – zgodził się Ethan. – Przecież w czasie się nie cofnę. 
   Potem chwycił swoją walizkę i poszedł schować ją do samochodu, bo zobaczył swojego ojca, który zbiegał już po schodach do zamku w glanach. Mama mówiła, że Seth Chadwick odkąd pierwszy raz ubrał glany, ściągał je tylko do spania. Byłam skłonna w to uwierzyć. Na wszystkich zdjęciach, które mama miała z nim, stał w glanach, ubrany od stóp do głów na czarno i ogólnie wyglądał trochę jak topielec. Szczerze mówiąc to się go bałam, zresztą chyba tylko ojciec Lionela nie żywił do niego podobnych uczuć. No i ciocia Emily. I mama, mama nie bała się niczego. I Tristan, on był zbyt wpatrzony w mamę, żeby się bać.
   Po chwili Ethan wrócił i kolejno przytulił Rachel i mnie. Gdybym miała wybrać osobę, którą najbardziej lubiłam przytulać, byłby nią właśnie on. Znałam go tylko na tyle, na ile pozwolił się poznać, otoczony swoistym murem, na który trzeba się było wdrapać, co zajmowało dużo czasu. Był bardzo nieufnym człowiekiem.
    – Dzwoń, jakbyś chciał się przeprowadzić – wyszczerzyła się na pożegnanie Rachel.
     – Okej, zapamiętam. – Ethan też się uśmiechnął.
    Usiadłam obok Rachel na jej walizce i przez chwilę obie się nie odzywałyśmy. Na dziedzińcu roiło się od odbieranych uczniów, nauczyciele biegali w kółko, profesor Denny jadł pączka, a obok niego jakiś pierwszaczek mocował się z walizką. Z nieba spadały drobne płatki śniegu. Chodziłam do szkoły z internatem, tej samej co kiedyś rodzice, i ani trochę mi nie przeszkadzało, że spędzam większość roku poza domem. Moje rodzina była kochana, ale jednak na dłuższą metę uciążliwa.
    – Myślisz, że to serio tak niewykonalne? – zapytała nagle Rachel.
  Dziwne, zwykle to ja byłam tą, która zadaje pytania w niespodziewanych momentach.
    – Ale co?
    Rachel przewróciła oczami.
    –  Ogarnij się, dziewczyno. To, o czym mówił Ethan, że przecież nie cofnie się w czasie...
    Dziwne pomysły też zwykle ja miałam.
    – Ale jak chcesz to zrobić? – zapytałam.
   Zanim Rachel mi odpowiedziała, na dziedzińcu z piskiem opon zahamowało srebrne subaru, z którego po chwili wyleciał Tristan i z piskiem "JUUUUUUULIA!" rzucił się na mnie. Następna była ciocia Alex (jak zwykle ze swoją sarkastyczną miną w stylu "No serio?"), która prawie natychmiast się poślizgnęła i wpadła na profesora Denny'ego, który właśnie kończył konsumpcję pączka. Anglista lubił nasze mamy, często na lekcjach wspominał czasy, kiedy one i ojciec Adele chodzili do szkoły i byli jednymi z najlepszych uczniów w historii (przynajmniej na jego lekcjach).
    – O, moje dawne uczennice! – oznajmił odkrywczo.
  – Dzień dobry, panie profesorze! – przywitała się mama głośno (zawsze tak mówiła), wysiadając i zatrzaskując drzwi samochodu, a potem nam pomachała. Lubiła machać. – Pakujcie się, ja idę do dyrektorki.
   – Wieeeesz co? – zapytał Tristan. Był dużo bardziej podobny do mamy niż ja; niesforne ciemnoblond włosy, wysoki jak na swój wiek, a na jego widok po prostu nie dało się nie uśmiechnąć. – Julia, wiesz co?
    Rachel uśmiechnęła się pod nosem, witając ze swoją mamą.
    – No co? – zapytałam brata. Wszystkie dobrze wiedziałyśmy, że nie odpuści; to też miał po mamie.    
    – Ciocia Lily przyjeżdża na święta! – wykrzyknął Tristan, podskakując kilka razy w miejscu.
    – A on się tym ekscytuje od tygodnia – dodała ciocia Alex.
   – Nie ma czym, bo zostają tylko dwa dni – rzuciła mama, podchodząc do nas z kwitkiem od dyrekcji w ręce. – Dziesięć minut mnie nie było, a wy w ogóle tych toreb nie ruszyliście.
     – Czekamy na ciebie z tą nieopisaną przyjemnością – zapewniła ją ciocia Alex.
    – Pewnie. – Mama przewróciła oczami. – Czemu ja się jeszcze z tobą przyjaźnię?!
    Chwyciłyśmy razem moją torbę, a Tristanowi dałam plecak.
    – Bo inaczej oddam ci mojego pecha – wyszczerzyła się ciocia.
    Ich relacja była podobna do mojej z Rachel. Mama była tą energiczną, bezczelną, głośną i znaną, a ciocia myślącą, spokojną i przejmującą się. Nawet mieszkałyśmy w tym samym pokoju, co one kiedyś.
   – Mama Adele kazała was pozdrowić – przypomniała sobie Rachel, kiedy już wszystkie torby i walizki zostały wsadzone do bagażnika, a my siedzieliśmy w samochodzie.
     – Ojciec mam nadzieję nie – prychnęła mama, odpalając.
    – Nie, tylko mama.
    – To powiedz, jak będziesz z nią rozmawiać, że też pozdrawiamy – poleciła ciocia, a potem sprecyzowała – Mamę. Nie tatę, pod żadnym pozorem nie tatę.
   Nie znosili się – tata Adele i moja mama – od czasów szkolnych, kiedy to ze sobą rywalizowali, a ich ulubionym zajęciem w czasie wolnym była wzajemna obraza i udowadnianie, że jest się lepszym. A ciocia Alex od zawsze trzymała stronę swojej przyjaciółki, ustawicznie nabijając się z pana Hatchwalka.
     Ledwo wyjechaliśmy za teren Avalonu, mama przyspieszyła tak, że wcisnęło w fotele.
    – Zarobiłyście jakiś mandat po drodze? – zapytałam. Rachel wygrzebała swój telefon z kieszeni kurtki, którą właśnie zdjęła i rzuciła do bagażnika.
    – Nie. – Ciocia Alex zrobiła smutną minę. – A szkoda, będzie mi brakować tego corocznego świątecznego show w wykonaniu Mali.
    – Dzień się jeszcze nie skończył, słońce.
    – Nie, to nie było wyzwanie, Mali, zwolnij!
    Mama przewróciła oczami, ale posłuchała, a potem zrobiła głośniej radio.
    – To leciało w finale "Plotkary" – rzuciła do nikogo konkretnego.
    – Jak Chuck i Blair brali ślub – dodała Rachel. – Pójdziemy pod tę fontannę, jak pojedziemy do Nowego Jorku – poinformowała mnie, nadal nie odrywając oczu od telefonu.
     – Boooooże! – Ciocia Alex przewróciła oczami. – Zmieńmy temat.
    – Okej – zgodził się Tristan. – Nudzi mi się. Gadacie w kółko o rzeczach, o których nie mam pojęcia.  I jestem głodny!
     Zarzuciło nami na zakręcie. Mama ignorowała młodego.
     – Cioooooociu! – spróbował innej drogi.
     – Co, kochanie?
     – Głodny jestem!
     – Jedliśmy naleśniki godzinę temu.
     – Ale jestem głodny!
     – Mali, to twój syn, porozmawiaj z nim.
     – Ja tu prowadzę – zauważyła mama. – I to nie tylko moja wina, że go urodziłam, więc się nie czepiaj. Ja jestem od czepiania się.
     – Taaa... – mruknęła ciocia. – Ciekawe po kim to ma...
     – Mamo!
     – Dobrze, dobrze, zatrzymamy się, jak tylko dojedziemy do Cardiff, okej?
     Tristan wydawał się usatysfakcjonowany zarówno odpowiedzią, jak i faktem, że dostał mamy telefon, na którym było mnóstwo gier. Mama pracowała jako astronom (przez całe dzieciństwo się chwaliłam, że mama jest astronautką, a teraz robił to też Tristan; nikt nie wyprowadzał nas z błędu, tylko tata się śmiał) i mówiła, że często musi czekać, dlatego ma ich tyle.
     – Ethan pisze, że jego ojciec prowadzi jak pijany – powiedziała Rachel.
    – Skąd my to znamy... – mruknęła ciocia, kiedy mama znów przyspieszyła i wcisnęło nas w fotele. Na szczęście wyjechaliśmy już na autostradę, więc zagrożenie mandatem było mniejsze.
     Wymieniłyśmy z Rachel spojrzenia.
    – Pytaj – nakazała mi bezgłośnie. Już dawno doszłyśmy do wniosku, że jako negocjator i szantażysta sprawdzam się dużo lepiej.
    – Sądzicie, że dałoby się przenieść w przeszłość? Na przykład do czasów, kiedy mama poznała tatę i Marka?
     Mama wyprzedziła czerwone audi bez słowa.
     – Dlaczego pytacie? – zainteresowała się ciocia Alex.
     – Znów ludzie, których nie znam! – pożalił się Tristan.
     – Nie marudź, graj – uciszyła go Rachel. – Poza tym własnego ojca chyba znasz, nie?
     – Tak z ciekawości – odparłam.
     – Znam, no ale... – znów podjął temat Tristan.
    – Młody! – zdenerwowała się ciocia. – Graj albo ci zabiorę ten telefon! 
    – Ale on nie jest twój – zauważył mój brat.
    –  Ale ja się zgadzam – zgasiła go mama. – Zależy do kiedy. I po co.
    – Przyjmując, że poza nasze życie i w szczytnym celu? 
    Mama i ciocia wymieniły spojrzenia.
   – Jeżeli po to, żeby zrobić cokolwiek i pogodzić rodziców Ethana czy coś w tym stylu, to zapomnijcie o tym pomyśle – nakazała nam mama, zjeżdżając z autostrady.
    – Im szybciej i im skuteczniej, tym lepiej – dodała twardo ciocia. 
    Do końca podróży do Londynu nie padło już ani słowo na ten temat.
~*~
   Tata uważał, że nakrywanie do stołu uwłacza jego męskiej godności i stanowczo odmawiał pomocy, natomiast Tristana całkiem łatwo było w to wrobić. Przynajmniej zazwyczaj, kiedy na święta nie przyjeżdżała ciocia Lily z rodziną w postaci mającego na wszystko olew męża i rozgadanej córki dwa lata młodszej od mojego brata, na którą wszyscy mówili Ważka. W tym roku skupił na niej całą swoją uwagę i nawet dowcipy taty na ten temat nie zniechęciły go do spędzania każdej chwili z dziewczynką, dlatego też nakrywanie stołu spadło na mnie. Zwykle byliśmy tylko ja, mama, tata, Tristan oraz wujek Max, mój chrzestny z narzeczoną, ale w tym roku skład się zmienił, bo wujek siedział u dziadków i przygotowywał ślub. Oznaczało to, że trzeba było rozłożyć stół i wyjąć inną zastawę. Jako że tata i wujek na nic się nie przydawali w kuchni, mama wysłała ich po choinkę już o ósmej rano, a oni do tej pory nie wrócili.
   Wczoraj wieczorem doszłyśmy z Rachel do wniosku, że musimy podejść nasze mamy inaczej w kwestii rodziców Ethana i podróży w czasie, dlatego kiedy mama przyszła do mnie z pudełkiem sztućców, zapytałam:
    – Chodziłaś do szkoły z jakimś Peterem? 
    Mama spojrzała na mnie dziwnie, a potem westchnęła.
   – Parys był w mojej klasie, Hiszpan, jakkolwiek imię na to nie wskazuje – wyjaśniła mi rozkładając sztućce. – Jeśli kojarzysz Helen Covenant, a zakładam, że kojarzysz, to jest jej mężem. W siódmej klasie poszedł na randkę z Emily. Kończył ze mną studia, a potem spotkałam go tylko dwa albo trzy razy. Czemu o niego pytasz?
    – Pani od hiszpańskiego o nim coś wspominała ostatnio. 
    Dobrze wiedziałam, że mama nie jest idiotką i tego nie kupi, ale ona pokiwała głową. Wrócimy do tego później, po kolejnym pytaniu.
    – Możesz iść, dzięki, poradzimy sobie dalej – powiedziała mama, kiedy już nakryłyśmy.
    Uśmiechnęłam się, mijając ją. 
   W moim pokoju Tristan i Ważka skakali po łóżku, więc szybko ich stamtąd wygoniłam, ignorując głośne protesty. Mój brat miał chyba ochotę pobiec do mamy się poskarżyć, ale był inteligentny i już jakiś czas temu do niego dotarło, że jeśli chodzi o moje rzeczy i jego w moim pokoju, mama zawsze mnie poprze. Kiedy z tupotem zbiegli na dół, włączyłam laptopa. Klasycznie, najpierw weszłam na facebooka, ale nie było nikogo poza Nate'em. W jego rodzinie nie obchodzili hucznie świąt. Zanim zdążyłam zejść, ktoś zapukał. 
    – Mała? – Ciocia Lily wetknęła głowę przez drzwi. – Wrócili z choinką, pomożesz? Tristan chce ubierać, także...
    – Pewnie – odparłam, skoro i tak nie było nic ciekawszego do roboty.
    – Dzięki – uśmiechnęła się ciocia. 
    Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że ciocia może mi pomóc, aż do teraz. 
    – Ciociu? – zapytałam, kiedy schodziłyśmy po schodach. – Co wiesz o podróżach w czasie?
    Aż się zatrzymała. 
    – A czemu pytasz?
    Nie dało się usłyszeć ostrożności w jej głosie.
    – Z ciekawości. Książkę o tym czytam – skłamałam.
    – To pewnie tam będzie wszystko opisane – ucięła ciocia. – Ile ludzi, tyle teorii.
    Po czym zeszła do salonu, nie czekając na mnie. Wyjęłam z kieszeni telefon, kiedy zawibrował.
    Nikt nic nie chce powiedzieć, pisała Rachel. Robi się ciekawie, nie sądzisz?
   ~*~



WESOŁYCH ŚWIĄT, KOCHANI! :)

18 komentarzy:

  1. Ciekawe, czekam na następny!

    Pozdrawiam i całuję,
    Fleacour

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze czasem jest zajrzeć w obserwujących moją Łapę :)
    Trochę się gubię w bohaterach, tylu ich jest, dlatego czytałam z otwartą zakładką występują (ta bardziej pusta część mnie mówi, że Lionel jest bardzo uroczy).
    Jestem ciekawa, jak to dalej pójdzie. Zaczyna się trochę ciekawie. Tu ogień, tu cofanie czasu...Cały czas się zastanawiam, czy to jest fanfick, czy utwór własny; nie bardzo wiem, w jakiej przestrzeni się poruszać i jestem trochę zagubiona.
    Ale podoba mi się lekkość pióra (jednak czasami staje się zbyt lekkie, uważaj! Rozumiem, że to narracja nastolatki, ale potocyzmy w stylu miał olew na wszystko nawet w takim przypadku nie wyglądają za dobrze; wszak wciąż jesteśmy w przestrzeni literackiej).
    I podoba mi się Lionel, którego tu nie było (więc czekam), tak jak już wspominałam.

    Pozwoliłam sobie wynotować parę uwag, nie po to, żeby się mądrzyć (jeśli przeglądałaś Łapę to wiesz, że nie jestem pisarskim ideałem), czy Cię gnębić. Wydaje mi się jednak, że nie samymi pochwałami człowiek żyje, a one raczej nie pomagają w rozwoju. Poza tym mam długi jęzor i nie umiem rozpływać się w superlatywach, jeśli gdzieś wypatrzę coś, co wcale takie super nie jest.
    Wysiadł, machnął do nas ręką i poszedł do zamku, żeby odmeldować, że bierze syna ze szkoły. - Odmeldować w skrócie oznacza te dalsze czynności, które opisujesz. Dlatego też sugerowałabym albo napisać jedynie, że odmeldował syna, albo napisać, że zameldował coś, w tym wypadku, że go zabiera.
    Dostawała wtedy takiego słowotoku (a ciocia napadu facepalm'ów), że wreszcie rozbawiony/zdesperowany/zrezygnowany (niewłaściwe wykreślić) funkcjonariusz życzył jej zdrowych, wesołych i puszczał dalej. - Najpierw te facepalmy. Już abstrahując od złego zastosowania apostrofu przy odmianie (wstawiamy go tylko, jeżeli wyraz kończy się na samogłoskę, z wyjątkiem igrek), to tego słowa w ogóle nie powinno być w tekście ogólnie przyjętym za literacki. Ja rozumiem, że to mówi dziewczyna, nastolatka, że narracja jest stylizowana, ale mimo wszystko takim naleciałościom mówię NIE. Tym bardziej, że nie zgrywają się kompletnie z tonem, w którym tekst prowadzony jest wcześniej.
    Dwa: tak samo nie używamy ukośników, nie w takim tekście. Istnieją słowa, którymi można je zastąpić, chociażby rozbawiony,ewentualnie zdesperowanylub zrezygnowany.
    Potem chwycił swoją walizkę i poszedł schować ją do samochodu, bo zobaczył już swojego ojca, który zbiegał już po schodach do zamku w glanach. - Powtórzenie. Myślę, że bez tego drugiego "już" byśmy sobie poradzili.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze mówiąc to się go bałam, zresztą chyba tylko ojciec Lionela nie. - Ja rozumiem sens, myślę, że wszyscy inni też, co nie zmienia faktu, że z technicznego punktu widzenia, to zdanie trochę kuleje. Jakby ktoś wyciął z niego środek, coś w stylu zresztą nie tylko ja, prawdę powiedziawszy, tylko w ojcu Lionela nie budził obaw.
    Znałam go tylko na tyle, na ile mi pozwolił się poznać, otoczony swoistym murem, na który trzeba się było wdrapać, co zajmowało długo czasu. - To mi bym sobie podarowała. Nie jest w ogóle potrzebne, a sprawia wrażenie, że coś się w tym zdaniu powtarza.
    Dwa: ...co zajmowało długo czasu. - Brrr! Nie ma czegoś takiego jak "długo czasu". Nie! Po prostu nie! Sporo czasu. Długi czas (choć to też akurat nie najmocniejsze). Co nie było takie łatwe. Cokolwiek, byle nie "długo czasu", błagam.
    Usiadłam obok Rachel na jej walizce i przez chwilę obie siedziałyśmy w milczeniu. - Powtórzenie.
    Dziwne, zwykle to ja byłam tą, która nie trzyma się kontekstu i zadaje pytania w niespodziewanych momentach. - Trochę nie rozumiem. Takie nielogiczne mi się to wydaje. O ile druga część, ta o pytaniach, jest okej, to ten fragment o kontekście zupełnie mnie zbił z tropu.
    Zanim Rachel mi odpowiedziała na dziedzińcu z piskiem opon zahamowało srebrne subaru,... - Wrzuciłabym przecinek przed "na".
    Następna była ciocia Alex, jak zwykle ze swoją sarkastyczną miną w stylu "No serio?", która prawie natychmiast się poślizgnęła i wpadła na profesora Denny'ego, który właśnie kończył konsumpcję pączka. - Wygląda jakby to ta mina się poślizgnęła. Jakby to sobie wyobrazić, to przekomiczne, niemniej - radziłabym zmienić x)
    Ledwo wyjechaliśmy za teren Avalonu, mama przyspieszyła tak, że wcisnęło w fotele. - Liceum Avalon? :>
    Kończył ze mną studia, a potem już spotkałam go tylko dwa albo trzy razy. - To "już" bym sobie podarowała.

    Ale żeby nie wyglądało to tak strasznie czepialsko, wynotowałam też fragmenty, które szczególnie mi się podobały. Mam na to specjalny plik.

    Mama mówiła, że Seth Chadwick odkąd pierwszy raz ubrał glany, ściągał je tylko do spania. Byłam skłonna w to uwierzyć. Na wszystkich zdjęciach, które mama miała z nim, stał w glanach, ubrany od stóp do głów na czarno i ogólnie wyglądał trochę jak topielec.

    - Dziesięć minut mnie nie było, a wy w ogóle tych toreb nie ruszyliście.
    - Czekamy na ciebie z tą nieopisaną przyjemnością – zapewniła ją ciocia Alex.


    - To powiedz, jak będziesz z nią rozmawiać, że też pozdrawiamy – poleciła ciocia, a potem sprecyzowała – Mamę. Nie tatę, pod żadnym pozorem nie tatę.

    –Zarobiłyście jakiś mandat po drodze? – zapytałam. Rachel wygrzebała swój telefon z kieszeni kurtki, którą właśnie zdjęła i rzuciła do bagażnika.
    -Nie. – Ciocia Alex zrobiła smutną minę. – A szkoda, będzie mi brakować tego corocznego świątecznego show w wykonaniu Mali.
    Dzień się jeszcze nie skończył, słońce.
    Nie, to nie było wyzwanie, Mali, zwolnij!


    Tata uważał, że nakrywanie do stołu uwłacza jego męskiej godności i stanowczo odmawiał pomocy, natomiast Tristana całkiem łatwo było w to wrobić.

    Pozdrawiam i czekam na Lionela... to znaczy na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Utwór jest własny, własny, bardzo własny!

      "Długo czasu" serdecznie pozdrawia moje roztargnienie, resztę poprawię, dziękuję :)
      Z tym kontekstem to chyba faktycznie trochę dziwnie mi zdanie wyszło... Chodziło o zdania nie dotyczące tematu rozmowy, zaraz pomyślę, jak to ująć inaczej. Albo w ogóle wyrzucę, najlepszy pomysł.

      Tak, liceum Avalon. Znaczy się kompleks szkół "Avalon Hill", no ale w końcu Avalon :D Podoba mi się to słowo, a jeśli chodzi o nawiązania do Króla Artura, to będzie ich więcej.

      Lionela raczej nie będzie w następnym rozdziale, bo pojawi się dopiero po przerwie świątecznej. Na ten moment akcji w opowiadaniu jest w salonie i pomaga mamie go malować, a jego tata je indyka. Pozdrawia Cię ;>

      Usuń
    2. O mamuniu, nawiązania do króla Artura. Wciąż jestem w fazie przeżywania zakończenie BBC-owskiego Merlina, więc będę przeżywać, możesz być pewna.

      Och, w takim razie - teraz będę bluźnić - mam nadzieję, że przerwa świąteczna nie będzie się dłużyła. (I że Tobie szybciej pójdzie, jak patrzę po datach ostatnich rozdziałów :3)
      I też go pozdrawiam, och, jak go pozdrawiam! Jakby potrzebowali pomocy z tym malowaniem, to mam doświadczenie. Pomagałam malować swój stary dom, jak miałam jedenaście lat ;)

      PS. Pozwoliłam sobie dodać do linków.
      P.P.S. Dlaczego obserwowałaś, a nigdy Cię na Łapie nie widziałam? :( Szkoda mi, bo jak mam takich cichociemnych czytelników, to nie mogę z nimi porozmawiać. A ja lubię z Wami rozmawiać.

      Usuń
    3. Ja jestem obecnie w fazie zaczynania "Merlina", także...
      Przerwa nie będzie się dłużyła, dwa rozdziały i wracają do szkoły :) A daty są tak rozstrzelone, bo ostatnio ledwo przyjdę to już muszę wychodzić, a kiedy wreszcie mam czas, to się totalnie skupić na słowach nie mogę.

      Lionel mówi, że możesz mu pomóc jego pokój malować. W salonie lepiej nie ryzykować, bo jeszcze zepsujesz artystyczną wizję jego mamy ;>

      PS. Miło mi! :) A dlaczego mnie na Łapie nie widziałaś to jest, swoją drogą, fascynująca historia, bo czytałam Łapę na onecie kiedyś, a potem zawiesiłaś, a na tę nową wersję trafiłam dopiero w święta. Pisanie komentarzy nie jest moją najmocniejszą stroną, więc na wielu blogach jestem cichociemną. Mam ambitny plan skomentowania ostatniego rozdziału, zbieram się od dwóch dni i jeszcze nie rozmyśliłam, więc bój się ^^

      Usuń
    4. Nie zepsułabym, ale niech mu będzie. Relacje powinno budować się na zaufanie, a on mi wyraźnie nie ufa. Jestem urażona (ale za bardzo mi się podoba, by to było jakieś bardziej poważne).

      Nie boję się. Czekam z niecierpliwością :D

      Usuń
    5. Ale wiesz, jak się ma matkę artystkę to bardzo łatwo zepsuć jej wizję, bo ona sądzi, że jest tylko jej własna i nikt jej nie podziela.
      Lionel uważa, że wpuszczenie Cię do jego sypialni jest oznaką zaufania większą niż pozwolenie na malowanie salonu ;)

      Usuń
    6. Jak teraz czytam to zdanie, to faktycznie.
      Lionel uważa, że wpuszczenie Cię do jego sypialni...
      Ale umówmy się, że tym razem tylko na malowaniu zakończymy :3

      Usuń
  4. Hm, hm, podróże w czasie? Kupuję! Jeśli mi się wyłącznie ubzdurało, że masz coś takiego w planach, to i tak kupuję. Swojski masz styl, taki przyjemny :) dawno w sumie nie czytałam opowiadania, które nie byłoby fanfickiem, potterowskim, a miło było sie na chwilę od tego świata oderwać dla przepychu akcji u Ciebie, który u innych mógł wyjść nieefektownie i przesadnie, a u Ciebie jest niewymuszony i płynny. Bez zastrzeżeń się z mojej strony nie obejdzie (ja - maruda), mianowicie dłuższe mogłyby być rozdziały! Chyba, że masz w planach regularne, częste publikowanie :) (nie to, co niektórzy, khymkhym, ja). Poza tym zapowiada się na to, że naprawdę polubię Twoje postaci!
    Przepraszam za bajzel w wypowiedzi, ale mój mózg naprawdę już nie pracuje(a czeka mne jeszcze namiętny wieczór sam na sam z łaciną, mhm, już to widzę). Ale grunt to w ogóle dać znać, że się czyta! Chyba.
    Dobra, nie będę przedłużać twoich męk, będę litościwa! I przepraszam od razu, jeśli jakieś błędy mi soę wkradły, dotykowa klawiatura nie jest dla mnie.Pozdrawiam!
    Moile
    P.S. Hej, czy my nie miałyśmy już prYpadkiem ze sobą do czynienia, chociaż przez chwilę? Mam takie dziwne wrażenie, że skądś już znam Ciebie albo Twoje teksty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, podróże w czasie :)

      Rozdziały będą, będą dłuższe już od następnego zaczynając, a kiedy będziecie znać więcej bohaterów to już w ogóle ^^ Bo nie chciałam ciągnąć tego rozdziału dalej, musiałabym wprowadzić jeszcze dwie osoby, a uznałam, że na razie starczy.
      Że polubisz moich bohaterów to miło, bo ja sama ich kocham i dobrze, jeśli czytelnik też :D

      PS. Zależy, czy udzielasz się na forach albo czy czytałaś Po Własnych Śladach :)

      Usuń
    2. Na forach się owszem, udzielam, a jakieś adresy? ;)
      Głowy nie dam, że czytałam. Ale w drugą stronę też nie zaryzykuję. Wisi to dalej w blogosferze?

      Usuń
    3. Z takich, na których jest moja pisanina to tylko http://nieprzygoda.fora.pl i http://shadowhuters.fora.pl :)

      Nie, nie wisi i w sumie teraz trochę żałuję :( No ale co się stało, się nie odstanie.

      Usuń
    4. Aaa, tak, na Nieprzygodzie jakiś czas byłam! :) jako Hellada

      Usuń
    5. A no to w takim razie czytałaś prolog do "Wojny" jeśli już ;)

      Usuń
  5. Lionel ma być! Ma być! Już nie tylko ja na niego czekam.
    Ech, dlaczego Mark nie powiedział ani słowa? Smuteczek.
    I ja naaadal czekam na Jaśnie Pana Debila :D

    Asche.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej <3

      Lionel będzie, będzie, będzie, keep calm and wait for Blackstar! ^^
      Mark milczy i się nie pojawia, bo nie będzie powalająco ważny. A że na MJ czekasz, to też wiem, jak się pojawi, to Cię poinformuję :)

      Usuń